Unordinary. Pozostań w ukryciu.

 Dzień dobry w czwartek! Dzisiaj będzie oczywiście mangowo, ale tym razem chciałabym zaprezentować Wam mangę od Egmontu, czego jeszcze nie miałam okazji robić. Ciekawi, co wydawnictwo komiksowe ma do zaproponowania fanom mangi? Zapraszam na recenzję Unordinary.



Unordinary.

Śledzę na bieżąco mangi wydawane w Polsce, mam swoje ulubione wydawnictwa, ale nie oznacza to, że nie sięgam też po inne. Z wielką uwagą przyglądam się mangom wydawanym przez Egmont, ponieważ nie było jeszcze tytułu, który by mnie zaciekawił. Aż do Unordinary. Nie zrozumcie mnie źle, uważam, że Egmont wydaje świetne komiksy, ale mangi trochę się różnią i dlatego ciężko zaistnieć obok takich gigantów jak Waneko, czy JPF. Dlatego byłam bardzo ciekawa, co też zaprezentują nam w tej mandze.

Unordinary opowiada o Johnie, zwykłym licealiście, który przez różne działania trafia na cel szkolnej elity obdarzonej magicznymi mocami. Czy zwykły chłopak poradzi sobie z taką nagonką? A może główny bohater nie jest taki zwykły na jakiego się kreuje? 

Muszę przyznać, że zakończyła mnie ta manga. Uru-chan potrafi wykreować naprawdę ciekawe postaci. A świat, w którym dzieje się akcja mangi nie jest nudny, czy zwyczajny. Autorka zadbała o budowanie napięcia, elementy komediowe no i niezwykłą dramaturgię. 








Zgarnąć z półki?

Tak. jest to manga, po którą na pewno warto sięgnąć. Ja już czekam na kolejny tom :-)

Ding! i pozamiatane. Obserwuj i wygrywaj!

 Dzień dobry w środę! Za oknami piękny, słoneczny dzień. Na Lubelszczyźnie co prawda trochę wietrzny, ale nadal ładny ;-). A jak u Was pogoda za oknem? Wiosna pełną parą :-)?

Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować grę, która doskonale sprawdzi się w przerwie między świątecznym obżarstwem a schnięciem po dingusie. Gotowi, zapraszam :-)



Ding! i pozamiatane.

Uwielbiam kieszonkowe gry od Egmontu. Są szybkie, proste do wytłumaczenie nowym graczom i najczęściej mega zabawne. Nie inaczej jest tym razem. Gra Ding! i pozamiatane polega na pozbyciu się kart. Proste prawda? Aleee... są różne sposoby aby tego dokonać. Na przykład możemy dopasować swoją kartę do leżącej na stole kolorem lub liczbą. Trochę jak w makao. Aleee... możemy to zrobić też szybciej poza koleją, stosując się do wskazówek na kartach, wtedy można wykładać karty poza kolejką i szybciej pozbyć się ich z ręki. Wydaje się proste, ale trzeba naprawdę się postarać żeby pozbyć się wszystkich swoich kart.





Zgarnąć z półki?

Jak już mówiłam, jest to super szybka i przyjemna gra. Idealna na szybka partyjkę przed obiadem, czy na spotkanie ze znajomymi. Polecam!


Moje pierwsze kolory

 Dzień dobry we wtorek! W końcu za oknami trochę wiosennej aury, chociaż przyznam Wam się szczerze, że kiedy rano ziemię spowiła mgła i wszystko straciło swoje kolory, czułam się trochę dziwnie.

A jak już przy kolorach jesteśmy to dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować ciekawą propozycję dla młodszych czytelników pozwalająca poznać świat kolorów oraz  matematyki. Ciekawi? Zapraszam na recenzje.


Moje pierwsze kolory.

Chociaż moje dzieciaki nie są już maluchami, bardzo lubię czytać z nimi dla książki dla najmłodszych. Dlaczego dalej sięgamy po te tytuły? Odpowiedz może być tylko jedna, bo są cudowne. 

A że Akademia Mądrego Dziecka specjalizuje się w wydawaniu samych cudownych tytułów, sięgnęliśmy tym razem po książkę o nauce kolorów (i matematyki).

Moje pierwsze kolory to książka dla dzieci w wieku 3-5 lat, w której mamy ruchome elementy i otwierane okienka. Dzięki tej książce dziecko poznaje różne kolory oraz to gdzie najczęściej możemy je spotkać (czerwona truskawka, fioletowy winogron, zielona żaba) oraz może poćwiczyć zdolności logicznego myślenia. Przykładem tego ostatniego może być odgadnięcie, co kryje się pod ostatnim obrazkiem w ciągu (który jest zasłonięty). Sami zobaczcie jak to wygląda.









Zgarnąć z półki?

Tak! Książka jest kolorowa, przejrzysta, angażująca i ciekawa. Jak dla mnie idealny pomysł na naukę przez zabawę. Polecam!

Krew wilka. Spektakularny koniec trylogii Agnieszki Mieli.

 Dzień dobry w poniedziałek. Pogoda szaleje i dzisiaj miałam na sobie już trzy różne kurtki i dwie różne pary butów. Aż boję się wyjść jutro rano z domu, klapek jeszcze nie wyjęłam 😉.

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić premierę, na którą długo czekałam. Czasowo może nie tak długo, ale po przeczytaniu poprzednich tomów po prostu nie mogłam się doczekać finału tej historii.



Światła Północy. Sonja wraca do domu.

 Dzień dobry w sobotę! Wczoraj zabrakło mi czasu żeby zasiaść do komputera, dlatego wyjątkowo dzisiaj przedstawiam Wam kolejna recenzje. 

W ten spokojny, sobotni wieczór zabieram Was w dalszą podróż z Sonją. Dziewczyną, która trafiła do dziwnego świata troli, wikingów i magii północy 


Światła północy. Drzewo portalu.

O tym komiksie miałam już okazję Wam pisać. Główna bohaterka chcąc ocalić styka trafia do świata pełnego magii i skandynawskich wierzeń. Jak odnalazła się w nowej sytuacji i kto pomógł jej w misji ratunkowej możemy się przekonać na łamach tego komiksu. Ostatni tom jednak jest nieco innych niż pozostałe, ponieważ... Kończy pewna część tej historii. Wiele rzeczy dzieje się bardzo szybko i tak naprawdę zanim się spostrzeżemy Sonja wraca do domu, a nam pozostaje czekać aż kiedyś (w bliżej nie określonej przyszłości) powstaną kolejne tomy.






Powiem Wam szczerze, że trochę zawiodłam się na ostatni tomie serii. Akcja dzieje się za szybko. Przeskoki w fabule są na tyle duże, że wkrada się w to pewien chaos, a sama historia wydaje się pocięta i nienaturalnie skrócona. Rozumiem, że autorce zależało na pewnym zakończeniu tej serii, ale czy musiało się to odbyć kosztem poziomu fabuły?


Do rysunków natomiast nie mogę się przyczepić. Wydaje mi się, że Malin Falch na przestrzeni tych 6 tomów Świateł Północy nabrała pewności siebie, co zaowocowało pewnym rozmachem przy ilustrowaniu. Przyjemnie się to ogląda po prostu. A jak Doda się do tego skandynawski klimat to jest po prostu fantastycznie. Gdyby nie to skrócenie...

Zgarnąć z półki?

To nadal jest dobra historia i osobiście nie mogę doczekać się kontynuacji. Zatem jak najbardziej polecam Wam po nią sięgnąć. Pamiętajcie, że ja lubię sobie po prostu czasem pomarudzić 😉.

Orient 9-11. Jak pokonać bogów-demonów

 Dzień dobry w czwartek! Ależ ten czas szybko leci. mamy już wiosnę! Pogoda co prawda jeszcze nie do końca zachęca do aktywności na świeżym powietrzu, aleee już tylko aby dotknąć i będzie pięknie, prawda ;-)?

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć coś więcej o kolejnych tomach mangi Orient, która już od jakiegoś czasu gości na moim blogu.


Orient 9-11.

Uwielbiam tę mangę. Bardzo podoba mi się jej rozmach i kreacja świata. Dlatego za każdym razem kiedy po nią sięgam, wiem że czeka mnie nieprzerwana przyjemność czytania i oglądania tej historii. Samurajowie i Kishinowie. Walczą, giną, uciekają i knują. Nie ważne z której strony spojrzymy na ten konflikt, bo jakby nie spojrzeć będzie krwawo i śmiertelnie. Jedna strona musi ponieść totalną porażkę żeby móc mówić o jakimkolwiek zwycięstwie. Tylko, czy można mówić o zwycięstwie, kiedy tylu ludzi poniosło śmierć? 

Tomy 9-11 opowiadają o dalszym oblężeniu wyspy Awaij, kiedy to siły samurajów zostały mocno nadszarpnięte. Tak naprawdę zdolnych do wali jest około połowa ludzi. Czy dadzą sobie radę z oblężeniem? Czy może czarny Kishin urośnie w niewyobrażalną siłę? Powiem Wam, że jest co śledzić. 

Walka pomiędzy samurajami a Kishinami to jedno, ale warto tez zwrócić uwagę na rozbudowane wątki poboczne. Mamy tu  sprytnie wplecione wątki o historii świata, czy poszczególnych bohaterów. W tych tomach możemy prześledzić historię rodu Shimazu oraz konsekwencje pewnych wyborach, które doprowadziły do zgrzytów w tym oddziale. Jest też oczywiście Musashi, który będzie spoiwem do dalszych działań i bohaterskich czynów. Ale co tam się dokładnie działo musicie zobaczyć sami ;-).







Zgarnąć z półki?

Jak już Wam wspominałam, świetnie  czyta się tę mangę. Jest dużo akcji, rozbudowane postaci i umiejętnie wplecione wątki poboczne. No nie można się oderwać! POLECAM!





Bing. Ciuchcia do toalety.

 Dzień dobry w środę! Pod wieczór w końcu zaczeło się robić ładnie, więc może w końcu uda się zrzucić te grube kurtki i ciężkie buty? Podobno tak, ale zobaczymy jutro jak to będzie. A u Was jak pogoda? Czuć te wiosnę, czy jeszcze nie?

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać książkę z zadaniami dla najmłodszych, która zachęci ich do korzystania z nocnika i odstawienia pieluch. Rzecz bardzo ważna trzeba przyznać, ale i przysparzając sporo problemów.


Bing. Ciuchcia do toalety.

Doskonale pamiętam ten ważny moment w życiu moich dzieci. Trochę to trwało, ale opanowały tę umiejętność z większymi i mniejszymi perturbacjami. Dlatego wiem jak ważne jest odpowiednie podejście i zachętą. Z pomocą przychodzą nam jak zawsze ulubieni bohaterowie, który sami próbują opanować tę ważną umiejętność. Dzisiaj na tapetę wchodzi Bing.





Powiem Wam szczerze, że nie próbowałam metody z tablicą postępów, ale jest to fajny i atrakcyjny pomysł. Dzięci lubią wyzwania, lubią nagrody i lubią naklejki. Dlatego ten zestaw ćwiczeń będzie idealnym początkiem przygody z nocnikiem. Myślę że każda motywacja jest dobra (w tym przypadku) aby osiągnąć cel 

Zgarnąć z półki?

Tak. Bing to bohater o niesłabnącej popularności i wydaje mi się, że będzie dobrym towarzyszem do tego rodzaju zadania. Także jak najbardziej polecam 

Moje zdjęcie
Skarby na półkach
Kobieta, Żona, Matka. Piszę o tym co myślę, i robię. Najczęściej czytam książki i staram się aby moje dzieci wiedziały, ze są ciekawsze rzeczy niż siedzenie przed ekranem. Kontakt: skarbynapolkach@gmail.com kontakt@skarbynapolkach.pl